Co-creation nad Morzem Wattowym
Pomimo swojej nazwy nie jest morzem, ale płytkim przybrzeżnym akwenem pomiędzy łańcuchem wysp a lądem. Nad jego duńskim brzegiem powstało Centrum Morza Wattowego – interaktywne miejsce spotkań i przeżyć związanych z przyrodą tego niezwykłego obszaru, co-creation.
Poranny autobus z okolic dworca kolejowego w Ribe powoli zmierza w kierunku Vester Vedsted. Razem z nami wsiadła para starszych Niemców. Po ok. 30 minutach jesteśmy na miejscu. Ze zdziwieniem patrzymy na kolorowe traktorowe przyczepy, wozy i autobusy piętrowe przymocowane do traktorów. Niemal wszystkie są wypełnione po brzegi rozentuzjazmowanymi ludźmi. Okazuje się, że Niemcy ustawiają się w długiej kolejce po bilet na wycieczkę traktorbusami groblą na wyspę Mandø. Jest to największa okoliczna atrakcja.
My udajemy się do pobliskiego Centrum Morza Wattowego. Ukazuje się długi budynek z drewna, szkła i trzciny. – Architektura miała w zamyśle nawiązywać do krajobrazu obszaru i wykorzystywać lokalne materiały – wyjaśnił nam później Jacob, przewodnik na wycieczce po wybrzeżu. To prawda, budowla robi wrażenie. Okazuje się, że zaprojektowane przez Dorte Mandrup Centrum zostało wybrane w 2017 r. Duńskim Budynkiem Roku.
Centrum Morza Wattowego
Po wejściu do środka wyjaśniamy, że jesteśmy dziennikarzami z Polski i mieliśmy umówioną zwiedzanie i udział w wycieczce. W naszym kierunku zmierza uśmiechnięta blondynka. – Jestem Dorothe asystentka menadżera Centrum – przedstawia się na powitanie. Opowiada krótko o jego działalności. Prowadzi pod tablicę z mapą parków narodowych UNESCO na świecie, z którymi współpracują.
Dowiadujemy się, że Centrum jest niezależne od Parku Narodowego Morza Wattowego – największego i najmłodszego Parku w kontynentalnej części Dani. Powstał w 2010 r. Rok wcześniej na listę światowego dziedzictwa UNESCO wpisane zostały holenderska i niemiecka część Morza Watowego. Duńska część musiała czekać na wpis do 2014 r. – Status UNESCO Parku jest dla nas bardzo ważny ze względu na ochronę przyrody duńskiego wybrzeża – podkreśla Dorothe.
Czekamy na naszego przewodnika. W tym czasie pod tablicę podchodzi niemiecka grupa. Pytamy o turystów z Niemiec, których jest tutaj bardzo dużo. – Przyjeżdżają do nas, ponieważ tutaj przyroda jest dostępna. Może jest dla nich drogo, ale starają się podróżować tanio – wyjaśnia.
W kaloszach zaczynamy co-creation
Ubierzcie kalosze – takie słowa padają prawie na początku z ust naszego przewodnika. Jacob jest studentem z mniejszości niemieckiej w Dani. W wakacje oprowadza wycieczki po Morzu Watowym. Dołączamy do międzynarodowej grupy. Jacob płynnie przechodzi z angielskiego na niemiecki i w końcu na duński. Wyjaśnia, że kalosze przydadzą się, kiedy będziemy brodzić po płytkim morzu. Właśnie jest odpływ, więc woda na wattach sięga niewiele powyżej kostek.
Pakujemy do ręcznego wózka duże sita siatkowe z przymocowanymi uchwytami i wiaderka. Wybieramy się na morskie łowy.
Po drodze pytam niemiecka rodzinę, dlaczego zdecydowali się przyjechać do Danii nad Morze Wattowe. Jest to para z ok. 10-letnim chłopcem z południa Niemiec. – Włochy czy Chorwacja są coraz droższe. Jest też tam coraz bardziej gorąco. Dlatego zdecydowaliśmy się na przyjazd tutaj – wyjaśniają.
Wąska asfaltowa droga kończy się w miejscu, gdzie zaparkowały kampery na szwedzkich tablicach rejestracyjnych. Jacob prowadzi nas pod drewniany słup. Jest to kolumna powodziowa, oznaczająca najwyższe stany wody w tym miejscu.
Dochodzimy do miejsca, gdzie kończy się ląd porośnięty niską trawą. Parę kroków dalej zaczynają się podmokłe tereny zalewowe. Jest to czas na ubranie kaloszy i zaopatrzenie się w sita do łowienia morskich skarbów. Od naszego przewodnika dostajemy instrukcję, jak i co łowić.
Bierzecie sito i przesuwajcie je po morskim dnie. Nie za głęboko, tylko po powierzchni. Chodzicie po 10 metrów w jedną i w drugą stronę. Nie łówcie tylko dużych małży, bo są toksyczne o tej porze roku. Szukajcie małych brązowych krewetek i małży. Może uda wam się złapać kraba. To jest morska sałata – Jakob bierze do ręki intensywnie zielone duże liście glonów. Rzeczywiście, wyglądają jak sałata. Jest smaczna, choć bardzo słona. Przyda się do przygotowania posiłku.
Grupa z sitami spaceruje po płytkiej wodzie. Rezygnujemy z kaloszy, ponieważ woda jest bardzo ciepła. Okazuje się, że nie był to dobry pomysł, ponieważ będziemy wracać przez podmokłe bagienne tereny w poszukiwaniu słonolubnych ziół.
Poławianie krewetek nie jest najłatwiejsze. Znajdujemy kilka pustych pancerzy krabów i małe małże. Sałaty i innych glonów jest pod dostatkiem. Zdobycze sortujemy w plastikowych wiaderkach – do osobnego trafiają krewetki i małe rybki, do osobnego zielenina. Zagaduję parę Włochów z toskańskiej Pizy. Są młodzi i wyglądają na dobrze zorganizowanych oraz wytrawnych turystów.
– Nie jest to nasza pierwsza wyprawa do Skandynawii. Wcześniej odwiedziliśmy Szwecję. Tym razem przylecieliśmy do Kopenhagi i objeżdżamy Jutlandię. Stąd jedziemy dalej na północ. We Włoszech jest teraz bardzo gorąco. Trudno jest funkcjonować w upale powyżej 40 stopni. Nawet w Dolomitach jest 30 stopni. Tutaj jest chłodniej, przyjemniej, zielono. Bardzo nam się tutaj podoba – mówią.
Wiadra mamy już pełne i szykujemy się do powrotu do Centrum. Brniemy przez pofalowany teren, który w czasie przypływu jest dnem morskim. W zagłębieniach dalej stoi zielono-brunatna woda oraz muł przypominający torf. Kalosze się naprawdę przydają.
To było ekscytujące doświadczenie. Belgijka z nastoletnim synem podziela mój entuzjazm. – Dania jest dobrym miejscem na urlop. Przyroda jest dostępna. Zupełnie inaczej jest w Niemczech – podkreśla. Na moje pytanie, czy Dania nie jest droga zastanawia się chwilę. – To prawda, jest trochę drogo, ale podróżujemy i żywimy się we własnym zakresie. Nie chodzimy do restauracji. Nie jesteśmy tym zainteresowani. Chcemy być blisko natury. Poza tym w Niemczech też zrobiło się teraz drogo. W przyszłym roku przyjedziemy tutaj znowu – dodaje.
Więcej informacji o całym turystycznym regionie Vadehavskysten