
Marakesz lustrem Orientu
Marrakesz to miasto, które w przewodnikach opisywane jest słowami: „magiczne”, „hipnotyzujące”, „tętniące życiem”. Na Instagramie migocze jako mozaika różowo-pomarańczowych murów, błękitnych ogrodów Majorelle i zachodów słońca nad placem Jemaa el-Fna. Ale pod warstwą smartfonowych filtrów kryje się miejsce, gdzie marzenia o „autentycznej egzotyce” zderzają się z rzeczywistością turystycznego przemysłu. Witajcie w mieście, które sprzedaje tysiąc opowieści.
Medyna to targ marzeń…i koszmarów
Wąskie uliczki medyny to dla turystów labirynt, w którym każdy zakręt obiecuje przygodę: stragany z przyprawami w odcieniach szafranu i kurkumy, dywany zawieszone jak płótna Picassa, dźwięk lutni oud mieszający się z nawoływaniami sprzedawców. „To jak wejść do „Gry o tron” w wersji hipsterskiej” – pisze amerykański bloger, zanim wpadnie na motor pędzący z dostawą kebaba. Bo medyna to nie tylko kadr z „Indiana Jonesa”. To też miejsce, gdzie turystki w lnianych sukienkach z H&M walczą o przestrzeń z nastolatkami na skuterach, a woń mięty miesza się z zapachem spalin.
„Przepraszam, czy to droga do pałacu Bahia?” – pyta zagubiona para, trzymając mapę Google, która w medynie jet nieprzydatna. Lokalny przewodnik kiwa głową z uśmiechem: „Tak, prosto, potem w lewo, w prawo, i jeszcze raz w lewo”. Wie, że i tak zbłądzą – to część tradycji. Ale gdy po godzinie krążenia wrócą, zirytowani, kupią dywan z „prawdziwej wielbłądziej wełny” (made in China) i poczują, że przeżyli przygodę.
Riady to oazy spokoju, czyli kolonializm w wersji soft
Po dniu w chaosie medyny turyści wracają do swych riadów – dawnych domów z ukrytymi dziedzińcami, gdzie fontanny szepczą: „tu możesz udawać, że jesteś kolonialnym odkrywcą”. „To jak Disneyland dla dorosłych, którzy chcą poczuć się odkrywcami, ale z klimatyzacją” – śmieje się francuska właścicielka jednego z riadów. Jej goście narzekają, że za murami nie słychać już modlitwy z meczetu – ale gdy lokalny sprzedawca zaczyna wzywać do wieczornego targu, proszą o zamknięcie okien. „Przyjechaliśmy tu po ciszę” – mówią. Paradoks? W Marrakeszu to codzienność.
Hollywoodzka mgiełka to Marrakesz jako scenografia
Hollywood od dekad sprzedaje Marrakesz jako miejsce, gdzie życie toczy się według scenariusza: barwny tłum, tajemnicze zaułki, duch przygody. Efektem są przyjeżdżający turyści z oczekiwaniami ukształtowanymi przez wideoklipy i Netflixa. „Gdzie są te wszystkie zaklinacze węży i tancerze z *Piratów z Karaibów*?” – dopytywała się rozczarowana Australijka, gdy na placu zamiast mistycznych rytuałów zobaczyła grupę nastolatków nagrywających TikToki. Lokalni artyści szybko się dostosowali: za 20 dirhamów możesz sfotografować się z „berberyjskim wojownikiem” w stroju kupionym na AliExpress.
Ekologia jest tylko na Instagramie
W 2022 roku Marrakesz gościł szczyt klimatyczny COP22. W tym samym czasie turyści wypoczywali w hotelach z basenami, podczas gdy studenci protestowali przeciwko brakowi wody w okolicznych wioskach. „Nasze krany są suche, a oni pływają w oświetlonych neony lagunach” – mówi Ahmed, mieszkaniec przedmieść.
W przewodnikach chwalą „zielone riady” z recyklingiem, ale nikt nie wspomina, że 60% ścieków z medyny trafia do niefiltrowanych studni. Kampanie „zero waste”? W soukach sprzedaje się wody wwmałych plastikowych butelkach ozdobionych wzorami „etnicznymi” – bo przecież szklana butelka zepsuje aesthetique zdjęcia.
Autentyczność na sprzedaż
„Chcesz zobaczyć prawdziwe życie Maroka? Jedź do wioski 50 km stąd” – radzi blogerka Nomadic Matt. Tymczasem turyści tłoczą się w medynie, szukając „autentycznych doświadczeń” w sklepach, gdzie berberyjskie „rzemiosło” powstaje w chińskich fabrykach. Warsztaty garncarskie? Często to spektakle dla gości: lokalny artysta udaje, że lepi wazon, a potem sprzedaje mu gotowy produkt z magazynu. „To nie ich wina” – wzrusza ramionami przewodnik, Mohammed. „Gdybym pokazał im prawdziwą biedę w slumsach, uciekliby przerażeni. Wolą tę wersję z „Aladyna”.

Czy w przyszłości Marrakesz przetrwa swój własny mit?
Władze próbują ratować medynę: ograniczają ruch motorów, promują rowery, a w 2023 roku wprowadziły zakaz jednorazowego plastiku w riadach. Ale gdy turyści wciąż oczekują „egzotyki na żądanie”, zmiany są jak malowanie różowego muru na… różowo.
„Marrakesz zawsze był miastem iluzji” – mówi Leila, właścicielka księgarni w Guéliz. „Kiedyś handlowaliśmy przyprawami i niewolnikami. Dziś sprzedajemy wspomnienia”.
Czy to źle? Może nie. W końcu każda kultura tworzy mity, by przetrwać. Ale gdy kolejna influencerka wsuwa się w różową ścianę dla selfie, warto zapytać: czyje marzenia tu kupujemy? I ile jeszcze zostało z miasta, zanim stało się tłem pod hashtag #Wanderlust.
Opublikuj komentarz